Hevelka 2017 Festiwal Piwa

Pierwszy weekend czerwca upłynął w Trójmieście pod znakiem piwa- kolejny raz do Gdańska zjechali przedstawiciele browarów i miłośnicy piwa z całej Polski, żeby wziąć udział w trzeciej edycji festiwalu Hevelka.


Foto: Mocni w Gębie

W tym roku po raz pierwszy event odbywał się w industrialnych, klimatycznych wnętrzach CSG, na dawnych terenach gdańskiej stoczni. Impreza niewątpliwie zyskała dzięki temu bardziej klubowy, rozrywkowy charakter, ale zdania co do zmiany lokalizacji są wśród uczestników mocno podzielone. Ciemniej, ciaśniej, głośniej- jednym się podobało, innym mniej.
Na lokalizacji zmiany w organizacji tegorocznej edycji się nie skończyły. Uczestnicy imprezy musieli w tym roku nie tylko zapłacić za wstęp więcej, bo nie 10 a 15zł, ale też pogodzić się z faktem, że festiwal trwał 2 a nie 3 dni. Pozytywną zmianą było niewątpliwie wprowadzenie trzeciego rozmiaru dostępnych pojemności- poza 0,3l i 0,5l, można było w tym roku nabyć także degustacyjne 100ml. Opcja o tyle fajna, że jeśli ktoś mocno się nastawił na piwne degustacje, mimo najszczerszych chęci, nie jest już w pewnym momencie w stanie wlać w siebie kolejnego 0,3, a taka mała seteczka jeszcze gdzieś tam się zawsze zmieści... ;)

Foto: Mocni w Gębie


Jednym z wielkich nieobecnych na tej imprezie (I nikt mi nie wmówi, że był to Ale Browar [sic!]- oni są w Gdyni, to naprawdę nie jest aż tak daleko...) było moim zdaniem Piwne Podziemie. To właśnie u nich planowałam wykorzystać większą część swojego limitu, zarówno tego finansowego, jak i procentowego. Najwyraźniej, trzeba będzie wybrać się na wycieczkę do stolicy- skoro jeździmy tam, żeby zjeść, to w sumie równie dobrze możemy tam pojechać, żeby napić się piwa...


Foto: Mocni w Gębie


Foto: Mocni w Gębie

Ucieszyliśmy się natomiast widząc stoisko Circus Cider, bo zwróciliśmy na nich uwagę już w zeszłym roku, ale jakoś tak się złożyło, ze mieli tylko butelki i nie zdążyliśmy ich spróbować. W tym roku, za to, ten wspaniały trunek lał się z kija. I moim prywatnym odkryciem tegorocznej Hevelki był właśnie cydr, a zwłaszcza Buffalo Bill, powstały przy współpracy z browarem Faktoria, cydr chmielony. Jako wielka miłośniczka cydru, bardzo doceniam trunki, które nie trącą octem czy kwasem, co niestety jest zjawiskiem dość powszechnym. A to, że ktoś wpadł na pomysł, żeby do cydru dodać chmielu, sprawiając tym samym, że otrzymujemy lekko owocowy, orzeźwiający napój z piwną nutą i optymalnym nagazowaniem, to dla mnie osobiście jest news na wagę złota. Już wiem co piję w tym roku na wyjazdach, oczywiście zakładając, że uda mi się gdzieś namierzyć ich produkty.


Foto: Mocni w Gębie

Jak dla mnie, poza samym piwem, Hevelka ma dwa obowiązkowe punkty programu: foodtrucki i piwne lody.
Te drugie, wyprodukowane z dodatkiem piw prezentowanych w danym roku, dostarcza cukiernia Delicje. W zeszłym roku zażeraliśmy się wiśniowymi, na bazie Liendeman's Krieka i szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że na tej płaszczyźnie czeka nas jeszcze coś lepszego. Myliłam się. W tym roku spróbowaliśmy Trapeze od Radugi czyli Passion Fruit What. Mocno owocowe, z piwną, pszeniczną nutą, mocne 8/10. A potem było TO... Ciemne, gęste jak smoła i tak czekoladowe, że przy pierwszej łyżeczce aż ciężko uwierzyć. Spectrum, czyli RIS z Browaru Szpunt to, jak się okazuje, najlepszy materiał na lody, jaki można sobie wyobrazić. 10/10, totalnie, mniam!


Foto: Mocni w Gębie

Food trucki z kolei, jakoś nas w tym roku nie rozpieściły. Może to dlatego, że po tych wszystkich festiwalach i zlotach jedzenia na kółkach, coraz trudniej trafić wśród nich na coś na prawdę wyjątkowego. Był oczywiście Surf, były Belgijki, Kultowe Zapiekanki i Piniata i parę innych. Jakoś zabrakło nam jednak tego wow, choć nie przeczę, że możemy już być trochę rozpieszczeni :)
Zjedliśmy więc bardzo przyzwoitą kanapkę z ozorem w Chyżym Wole, cubano klasyczne i wersję z kurczakiem i serem pleśniowym w Po Maśle i hot doga rzemieślniczego w Odd Dog. Ozorek był mięciutki i fajnie doprawiony. Kubańskie kanapki też dały radę- co się w sumie może nie udać jeśli na maśle zapieczemy dobre mięsko w jasnym, delikatnym pieczywie. W hot dogu troszkę zabrakło mi większej ilości dodatków- przy dość masywnej bułce, nawet spora ilość cebulki nie pomogła i wydawał się dość suchy. Co prawda łatwiej było go dzięki temu zjeść nie usmarowując się dokumentnie, ale ja nie mam nic przeciwko utytłaniu się przy jedzeniu.


Foto: Mocni w Gębie

Foto: Mocni w Gębie

Cały czas mam mieszane uczucia co do tegorocznej edycji Hevelki. Uwielbiam te stoczniowe wnętrza, ale skłamałabym mówiąc, że Amber Expo i ten targowy klimat nie miały swojego uroku. Rozstawione na środku ogromnej hali biesiadne ławy miło konweniowały z ideą całodziennego piwkowania. W tym roku faktycznie festiwal przypominał imprezę w klubie. Dał się też odczuć większy ścisk i zdecydowanie mniejsza przepustowość wejść- momentami, trzymając w ręku piwo albo coś do jedzenia, ciężko było przecisnąć się na zewnątrz lub do środka. Na próżno można też było szukać miejsca, aby na chwilę odstawić kubek czy szklankę i w tym celu także trzeba było wyjść na zewnątrz, do namiotu z ławami. Coś za coś niestety.


Foto: Mocni w Gębie

Tak czy inaczej, pewnie wybierzemy się również w przyszłym roku, choćby po to, aby się przekonać, w którą stronę postanowili pójść organizatorzy. Temat jest stosunkowo świeży i na pewno z roku na rok możemy liczyć na coraz ciekawsze zmiany i rozwiązania, czego życzymy sobie i Wam. Do zobaczenia za rok!


Foto: Mocni w Gębie








Brak komentarzy :

Prześlij komentarz