Przystanek Woodstock od kuchni

Co roku, w czasie gdy w pewnej dwudziestotysięcznej miejscowości w województwie lubuskim bawią się setki tysięcy woodstockowiczów, setki tysięcy matek, żon i pracodawców zastanawiają się "po co oni tam jadą?" i "czym oni tam żyją?". Potwierdzam największe obawy naszych mam: żyją głównie piwem i trochę muzyką, choć, całe szczęście, nie tylko.
Na przełomie lipca i sierpnia (choć w tym roku, wyjątkowo, wcześniej) miłośnicy koncertów, piwa i trwającej 24 godziny na dobę imprezy, zjeżdżają do niewielkiego Kostrzyna nad Odrą. Biorąc pod uwagę, że ilość przybyłych na festiwal gości stanowi dziesięcio- czy dwudziestokrotność populacji tego miasta (zależy do czyich statystyk sięgniemy), logistyka tego przedsięwzięcia stanowi niemałe wyzwanie. Jest naprawdę cała masa tematów, nad którymi czuwać muszą organizatorzy, aby ta namiotowa aglomeracja mogła należycie funkcjonować. A jednym z nich jest wyżywienie tej gromadki. 
 
foto: Mocni w Gębie



Postanowiliśmy przeprowadzić testy na ludziach i w czasie  Woodstocku żywić się wyłącznie na miejscu, tym, co można dostać na terenie festiwalu i w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Nie zabraliśmy ze sobą żadnych żywieniowych zapasów i nie przemycaliśmy zakazanych oficjalnie sprzętów ułatwiających przygotowywanie posiłków, takich jak butle gazowe czy kuchenki turystyczne. Z satysfakcją stwierdziliśmy, że choć ciągłe bycie na lekkim rauszu zdecydowanie ułatwiało zaakceptowanie dostępnych propozycji żywieniowych, to nawet na trzeźwo tragedii nie było :) Inna sprawa, że osoby o bardziej wrażliwych żołądkach mogłyby rzeczywiście nie dać rady, a nawet tym bardziej odpornym taki sposób żywienia przez dłużej niż 3-4 dni mógłby dać się we znaki. 

Podstawowa zasada żywienia się na Woodstocku to, moim zdaniem, brak oczekiwań :) Rolą tego jedzenia jest utrzymanie nas przy życiu przez kilka dni a nie dostarczenie doznań smakowych, witamin i wartości odżywczych. I jeśli pojedziemy tam z takim nastawieniem to jest szansa, że wrócimy zadowoleni.

Na terenie Przystanku Woodstock zorganizowane są dwie oficjalne strefy gastronomiczne. Składają się z rzędów ogromnych namiotów,  których każdy stanowi oddzielny mini zakład produkcyjny, gdzie za kotarą pracują ludzie, jak przy taśmie przygotowujący gigantyczne ilości bigosu, ziemniaków, pierogów, kebabów, kiełbasy i innych spotykanych na każdej imprezie plenerowej specjałów. Dodatkowo, już poza oficjalnym terenem imprezy, znajdziemy kolejne punkty, zarówno powstałe wyłącznie na czas Woodstocku jak i funkcjonujące tam na stałe. Imprezowicze mają też do swojej dyspozycji wielki, polowy sklep sieci "Lidl", w którym, w normalnych cenach, można zrobić zakupy żywieniowe i nie tylko. 
O żołądki uczestników imprezy dba także Pokojowa Wioska Kryszny, która codziennie wydaje setki wegetariańskich posiłków w przystępnej cenie. Pierwsze punkty gastronomiczne, z myślą o tych, którzy przyjechali wcześniej, ruszają już w poniedziałek. Każdy bywalec ma swoich ulubieńców u których żywi się co roku- są więc radosne powitania na początku i "do zobaczenia za rok" przed wyjazdem.
foto: Mocni w Gębie
 
Postanowiliśmy przetestować jak najwięcej dostępnych opcji- zaczęliśmy więc od gofrów, które przypominały klasyczne kawałki dykty, które w sezonie możemy kupić w budkach na deptaku. Do tego klasyka: cukier puder, owoce w żelu, piana udająca bitą śmietanę. Szału nie ma, ale wystarczy, żeby zaspokoić ochotę na coś słodkiego. Równie dobrze tę rolę spełniłoby co prawda parę łyżeczek cukru, ale co tam, wszak nie o jedzenie tu chodzi a o muzykę! Taka "przyjemność" w zależności od wybranych dodatków będzie nas kosztować 5-12zł. 

foto: Mocni w Gębie
foto: Mocni w Gębie

Bardzo miło wspominam za to kawę- poza jakąś rozpuszczalną czy fusiastą lurą, którą dostaniemy w punktach z jedzeniem, można liczyć na stoiska serwujące prawdziwą, porządną kawę z ekspresu, nawet ze spienionym mlekiem. Do tych źródełek co rano ustawiają się kolejki skacowanych imprezowiczów, upatrujących w kawowym nektarze szansy na przeżycie. Taką kawkę, w zależności od rodzaju dostaniemy za 5-8zł, a jest w czym wybierać: espresso, czarna,  cappuccino, latte, frappe i kawa mrożona. Kawowo Woodstock naprawdę daje radę.

Naszym ulubionym, a przy okazji najbardziej ekonomicznym i najbezpieczniejszym daniem okazały się ziemniaki z maślanką lub kefirem. Mówię zupełnie poważnie- opiekane, młode ziemniaki, posypane koperkiem, czasami okraszone cebulką lub odrobiną tłuszczu, podawane z maślanką lub kefirem dostaniemy, w zależności od punktu za 7-10zł. Są idealnym daniem na upały (i kaca), doskonale sycą i ciężko nabawić się po nich jakichś dolegliwości. Tak więc, dla mnie, ziemniaki wygrały Woodstock.

 
foto: Mocni w Gębie
Pozytywnie zaskoczył nas asortyment Lidla- naprawdę spodziewałam się, że jedyne co tam dostanę to gulasz angielski i czerstwe bułki, a tymczasem, poza takimi luksusami jak jogurciki, twarożki, wędlinki i serki znalazłam też owoce i warzywa! Serio. Za kilkanaście złotych nabyliśmy więc artykuły kanapkowe (podsumowane przez naszych współbiesiadników komentarzem "phi, burżujstwo" gdy ich oczom ukazała się papryka i pomidory) i w ten sposób załatwiliśmy śniadanie dla dwóch osób na dwa dni. Plotka głosi, że w niektórych punktach, bardziej i mniej oficjalnie, można też za parę złotych dostać jajecznicę, gdyby komuś do szczęścia niezbędne było jednak śniadanko na ciepło.


foto: Mocni w Gębie

foto: Mocni w Gębie

Kolejną niskobudżetową i całkiem jadalną opcją była "kiełbasa po piracku" serwowana w jednym z punktów poza oficjalną strefą gastronomiczną. Skrojona w kawałki grillowana kiełbasa, wymieszana ze smażoną cebulą i ketchupem, podawana z podsmażonymi ziemniakami i kiszonym ogóreczkiem może nie jest najbardziej dietetyczną opcją na świecie, ale na takich wyjazdach sprawdza się doskonale. Taką przyjemność zafundować sobie można na najbardziej imprezowym stoisku z jedzeniem, gdzie DJ/kucharz rozkręca własną, niezależną dyskotekę, za jedyne 10zł. Poznacie ich po wyszukanych tabliczkach "przyjdź do naszego korytka, dostaniesz smaczne kopytka" oraz "kucharz dał dupy, zabrakło nam zupy". To także jedno z tych stoisk, na których zapłacicie kartą co przy permanentnych kolejkach do bankomatu i braku gotówki może okazać się czynnikiem decydującym. 

foto: Mocni w Gębie
Nieopodal można załapać się na prawdziwą grochówkę z kuchni polowej- pyszną, gęstą, aromatyczną i bardzo sycącą, za jedyne 8zl. Zjemy tam też gotowane kolby kukurydzy, watę cukrową, żurek (polecam), kiełbasę z grilla i parę innych rzeczy nie będących typowymi fastfoodami, a bardziej jedzeniem w stylu Jarmarku św. Dominika w Gdańsku. 

foto: Mocni w Gębie
W kilku miejscach dostaniemy także szaszłyki i golonkę. Wyglądają pięknie i smakują bardzo przyzwoicie ALE to już nie jest zabawa dla pilnujących finansów- 100g tych przysmaków kosztuje 8-10zł, a kawałki są spore, w związku z czym za porcję szaszłyka na dwie osoby, która tak naprawdę jest porcją jednoosobową jak widać na zdjęciu, zapłacimy ok. 50zł. Sporo, jak na jeden posiłek w plenerze na imprezie "niskobudżetowej". Można spróbować raz, z ciekawości, ale chyba jednak nie są to potrawy warte swojej ceny. 

foto: Mocni w Gębie
Z opcji bardziej fastfoodowych mamy do wyboru całą masę różnego rodzaju kebabów (12-15zł), zapiekanek (8-9zł), mega hamburgerów (9-11zł) i kiełbas w bułce (40cm/12zł). Może nie jest to kuchnia wyszukana i wartościowa, ale też nie odbiega jakością i smakiem od przeciętniaków, których możemy spotkać na rogu co drugiej ulicy w każdym mieście. A przecież przy imprezie tego gabarytu i pewności, że ludzie i tak przyjdą bo nie mają wyjścia, mogłaby. 
Jak na wszystkich tego typu plenerowych wydarzeniach, tak i na Woodstocku nie mogło zabraknąć bigosu (8zł) i pierogów. Szału nie ma. "Bigos", choć całkiem smaczny, bigosem zdecydowanie nie jest i bliżej mu do podduszonej, słodkiej kapusty zaprawionej przecierem pomidorowym. Mam wrażenie, że poza nielicznymi wyjątkami, wszędzie zawsze ten festynowy "bigos" smakuje tak samo. Pierogi w bardzo grubym, lekko rozgotowanym cieście dadzą się zjeść i na pewno zaspokoją głód na dłuższy czas, nie należy jednak oczekiwać od nich niczego więcej. Wiem też, że można było trafić na przykład na zupę gulaszową ale nie widziałam, nie jadłam, więc się nie wypowiem. 

foto: Mocni w Gębie
Odrobinę bardziej urozmaiconą ofertą charakteryzuje się chyba strefa gastronomiczna usytuowana bliżej sceny, po jej prawej stronie. Znajdziemy tam, poza wszystkimi kiełbasami, bigosami i kebabami, także warzywny gulasz z kaszą (10zł), placek po cygańsku (15zł), gulasz (14zł) i zupkę pomidorową (7zł). Znajdą tam więc coś dla siebie także Ci, którzy chcieliby chociaż poudawać, że nie żywili się przez 4 dni kapustą pekińską w bułce z dodatkiem sosu majonezowego i mięsa kebabowego oraz piwem. Nie udało mi się niestety spróbować tych dań, więc jeśli znajdzie się ktoś chętny do uzupełnienia moich danych, z przyjemnością poznam jakieś opinie. 

foto: Mocni w Gębie
Nie wszyscy wiedzą, że jeśli ominąć namioty gastronomii i ruszyć dalej w las, po kilkunastu minutach spaceru asfaltową drogą trafimy do małej oazy: baru dla truckerów, który poza daniami obiadowymi serwuje także piwo Lubuskie z nalewaka. Zaznaczam głośno i wyraźnie: tam TRZEBA się wybrać chociaż raz! Niekoniecznie na flaczki, które, swoją drogą, były bardzo przyzwoite, czy na sznycelka z frytkami i wątpliwej jakości suróweczką, który mógłby spędzić na patelni dwa razy więcej czasu, żeby się dosmażył a nie tylko liznął oleju, ale właśnie na to piwo! Zimne, fantastyczne Celtyckie z kija zdobyło moje serce (0,5l-5zł). A już w ogóle urzekła mnie opcja na wynos, bo knajpka dysponuje specjalnym nalewakiem do butelek i za 11zł możemy zabrać ze sobą szczelnie zamkniętą, litrową butlę tego nektaru. 

foto: Mocni w Gębie
foto: Mocni w Gębie
Choć opinie są mocno podzielone, warto też przynajmniej raz spróbować jedzenia z Pokojowej Wioski Kryszny. Za 8zł dostaniemy kopiasty talerz wypełniony ryżem z kurkumą, lekko pikantnym gulaszem wegetariańskim z soją, soczewicą i warzywami, halawą, czyli bardzo słodką masą z kaszy manny, banana i miodu lub cukru oraz papadamem, czyli prażynką na bazie mąki strączkowej z kminkiem. Nie wszystkim odpowiada zarówno połączenie smaków jak i poszczególne elementy składowe dania, ciężko jednak stwierdzić, ile z tych negatywnych opinii wynika, na przykład, z braku mięsa w potrawie. Mi osobiście smakowało i nie narzekam, a po zjedzeniu halawy przez dwa dni nie miałam ochoty na nic słodkiego, więc w sumie, to dodatkowy plus. 

foto: Mocni w Gębie

Chcąc ograniczyć wydatki na jedzenie do minimum, mamy tak naprawdę dwa wyjścia: przywieźć ze sobą wałówkę, która zniesie dobrze zmiany wilgotności i temperatury i nie rozpłynie nam się w namiocie z powodu upałów lub deszczu albo robić tanie zakupy na miejscu, omijając strefy gastro. W dużej części stoisk z kawą i jedzeniem dostaniemy za 2 zł wrzątek, dzięki któremu będziemy w stanie przygotować sobie na przykład zupkę chińską lub inne ekspresowe danie. Można też podjąć wyzwanie i jeśli ktoś nie jest wybitnie wybredny, przeżyć tych parę dni na kanapkach z pasztetem czy inną konserwą. Może nie brzmi to jak obiad-marzenie ale też tego rodzaju jedzenie nie powinno nas zabić przez 2-3 dni, jeśli nie mamy innego wyjścia i jesteśmy w stanie żywić się w ten sposób. 
Warto pamiętać, że na terenie festiwalu obowiązuje zakaz rozpalania ognisk oraz posiadania butli gazowych, nie ma też prawie dostępu do prądu, nie mamy więc możliwości korzystania z kuchenek turystycznych czy pieczenia kiełbasek przy ognisku, chyba, że rozbijemy się gdzieś w lesie.
Podsumowując woodstockowe wyżywienie: naprawdę spodziewałam się, ba! byłam pewna, że jest dużo gorzej. Nie umarliśmy z głodu, niczym się nie zatruliśmy, podobnie jak cała reszta naszych towarzyszy. Żadnej z zakupionych potraw nie musieliśmy wyrzucać ani oddawać komuś innemu z powodu uznania za niejadalną. W zależności od możliwości finansowych, potrzeb ilościowych i oczekiwań smakowych, prawie każdy jest tam w stanie znaleźć coś dla siebie. Nie lękajcie się więc matki, żony i kochanki, że Wasi bliscy zginą w Kostrzynie z głodu. Ostatecznie, człowiek, jeśli tylko uzupełnia płyny, jest w stanie przeżyć bez jedzenia ponad 3 tygodnie. Wystarczy żeby na Woodstock dojechać stopem i w ten sam sposób z niego wrócić ;)

foto: Mocni w Gębie
 








 



2 komentarze :

  1. Moim corocznym faworytem ze strefy gastronomicznej jest makaron w sosie serowym z brokułami. Polecam całym serduszkiem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za cynk! Na pewno spróbujemy w przyszłym roku. Do zobaczenia gdzieś pod sceną!

      Usuń